Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

W oczach jego widać było jakby niedowierzanie i głęboki namysł.
— Przyjechałem ja tu panie po to, żeby się dostać albo do marynarki albo może gdzie dalej na Borneo, na Jawę, do nafty. Cóż teraz — za motylami panu będę gonił? I to ma być wszystko, pocom tyle świata zjeździł?
— Dla zachęty powiem ci, że nie skończymy na Singapoore. Ptaków i wogóle motyli, pająków tu nie jest tak wiele. Jeżeli przystaniesz do mnie, to zwiedzimy wszystkie wyspy archipelagu malajskiego. Pojedziemy sobie na Jawę, na Borneo, gdzie możesz orangutana zobaczyć, zrobimy wycieczkę do polujących na głowy ludzkie dzikich Dyaków, będziemy się wałęsać po morzach, zwiedzimy Celebes, Macassar, Bandę, daleką Amboinę, wreszcie przedostaniemy się morzem na te małe wysepki, na których zupełnie już dzicy ludzie żyją z polowania na rajskie ptaki. A czy ty wiesz ile jest rodzajów rajskich ptaków? Jakie to są cudne, latające klejnoty? Jakie one mają najrozmaitsze, a prześlicznie pióra, wyobrażasz sobie te ostępy leśne, w których one żyją? A chciałbyś ty kiedy widzieć tak o świcie, o wschodzie słońca zrywające się z palmy takie wielkie, białe ptaki ze złocistemi ogonami, zupełnie jak gdyby się za niemi promienie słoneczne ciągnęły? A chciałbyś ty widzieć rozmaite plemiona papuasów, z kędzierzawemi, gęstemi czuprynami, zaczesanemi na środku głowy w rozdział, jakiegoby się nie powstydził największy elegant londyński.
— A czy to prawda panie, że oni noszą mankiety na nogach?
— Idź-że idź! Sam zobaczysz!
— A czy nas te Dyaki nie zarżną?
— Postaramy się, żeby nas nie zarżnęły. A jeśli, to będziemy mieli przynajmniej tę pociechę, że nas było dwóch — zażartował uczony.