Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czekaj-że. To zrobimy tak, łupniesz sobie naprzód bracie beefsteak z przysmażonymi ziemniakami, potem, jeżeli masz gust, rybę smażoną, potem se zafundujesz takie na gorąco ciastka z miodem, napijesz się herbaty i zjesz sobie ze dwie pomarańcze. Będziesz miał dość?
— Może być — odpowiedział chłopak zachęcony.
W krótkim czasie potrawy zjawiły się na stole. Beefsteak był istotnie bardzo smaczny. I Tadzio sprzątnął go w mgnieniu oka. Nie gorszą okazała się ryba, do której podano świeże, jeszcze ciepłe bułeczki, wypiekane z jakiemiś grzybkami. Ciastka, gorące, polane miodem okazały się bezwzględnie znakomite. Herbata, jak herbata, ale pomarańcze były „pierwszej klasy“. Kiedy Tadzio zjadł już dwie, a profesor zauważył, że ma ochotę na trzecią, rzekł z dobrodusznym uśmiechem:
— Nie żałuj sobie chłopcze, nie żałuj, sięgaj śmiało, człowiekowi się przecie coś w życiu należy, a tem to już chyba najmniej zgrzeszysz. Kto dobrze je, ten dobrze pracuje. Kto sobie w najpierwszych potrzebach odmawia, ten widać nie myśli o tem, żeby go na nie stać było. Nie jest tak źle na świecie, jak myślisz. Kto chce pracować, ten na wszystko zarobi.
Po śniadaniu, profesor zaprowadził chłopca do swego pokoju, gdzie mu pokazał swe skarby. Były tam różne przyrządy ze szkła, oprawnego to w mosiądz, to miedź, niby aptekarskie jakieś instrumenty, wszystkie — jak mówił pan profesor Ciliński — bardzo kosztowne i bardzo pożyteczne. Naturalnie nie brakowało też różnych map, atlasów i dziwnie pokratkowanych zeszytów. Było to wszystko jeszcze nowe i przeznaczone do użytku w dalekich krajach.
Najwięcej jednak zaimponowały Tadziowi dwie piękne, malusieńkie angielskie dubeltówki i śliczny 11-strzałowy sztucer belgijski siedmiomilimetrowy.