Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

nie zależało. Tadzio zauważył pewną damę angielską, która stojąc przed jednym z takich sklepów perswadowała coś kupcowi. Kupiec siedząc na ladzie na skrzyżowanych nogach, patrzył na nią niemal z wyniosłym i lekceważącym uśmiechem. I z tonu jego głosu widać było, że nietylko Angielki na kupno nie namawia, ale raczej żartuje z niej sobie. Delikatny, drwiący uśmiech okalał jego wargi, a oczy czarne, niemal agatowe błyszczały i lśniły jak żywe kamienie.
— Jak się tym ludziom dziwnie oczy świecą — rzekł Tadzio do swego przewodnika — ma się wrażenie, że oni wszyscy są tutaj bez trosk, bez zmartwień i w jak najlepszych humorach, że sobie z niczego nic nie robią.
— To moje dziecko jest słońce. Nie wyobrażaj sobie, że ci ludzie nie mają żadnych zmartwień, ani też namiętności. Zdarza się nieraz nawet, że dostają poprostu napadu szału. Ten sam, tak wesoło uśmiechnięty kupiec malajski, z pod przymrużonych powiek patrzący na Angielkę, która ma torebkę nabitą funtami srebrnemi, może ni stąd ni zowąd dostać krwawego szału, chwyci za nóż i zupełnie już obłąkany rzuci się w ulicę, mordując każdego, kto mu w rękę wpadnie — mężczyzn, kobiety i dzieci. Zdarza się to jednakże rzadko. — W codziennem życiu ci ludzie żyją więcej słońcem, aniżeli swojemi interesami, o które zresztą bardzo a bardzo dbają. To samo zresztą mógłbyś zauważyć i we Włoszech. Im silniejsze jest światło słoneczne, tem pogodniejsza jest dusza ludzka i tem mniej potrzebują.
Rozmawiając szli dalej, póki nie stanęli nad wielką przystanią, całą pokrytą łodziami krajowców. Była to rzeka, przez którą w dal prowadzi żelazny, pięknej konstrukcji most. Cała rzeka od brzegu do brzegu pokryta była najrozmaitszego kształtu galarami, łodziami i łódkami. Z jednych żółci kulisi chińscy wyładowywali wielkie, kwadratowe skrzynie drewniane, na innych krzątały się całe ro-