Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

ekonomiczne by za sobą mogło pociągnąć. Grożą sobie wzajemnie armatami i karabinami, ale do wojny nie dopuszczą. Ani gadania o podobnej awanturze! Nie głupi! Nie głupi!
List Zawadzkiego dogonił Pana Cilińskiego już w Malacce, gdzie wraz z Tadziem mieszkał od tygodnia, przygotowując się do wyprawy w głąb kraju. Zorganizowanie takiej wyprawy nie było rzeczą łatwą. Tadzio nie miał wyobrażenia o wypychaniu ptaków lub też ściąganiu skór ze zwierząt, należało tedy odpowiedniego człowieka znaleźć. W Malacce nie było to rzeczą zbyt trudną, jednakże odpowiedni specjaliści byli zajęci przez drugie firmy i nie każdy z nich swobodnie sobą mógł rozporządzać. Zaś pan Ciliński potrzebował kogoś, któryby był zupełnie wolny i nie miał żadnych zobowiązań, ponieważ sam nie wiedział jak długo i gdzie wypadnie mu przebywać. Po długich staraniach, przy pomocy uczynnych władz miejscowych, udało się wreszcie znaleźć pewnego młodego Portugalczyka, który był bardzo wykształcony w swym zawodzie, a nawet posiadał duże wiadomości z zakresu nauk przyrodniczych. Znacznie łatwiej poszło z wynalezieniem kucharza, bez którego również nie można się było obejść, ponieważ kuchnia malajska Europejczykom nie odpowiada, zaś w tych niesłychanie gorących a także malarycznych stronach nieodpowiedni wikt powoduje ciężkie choroby a przedewszystkiem naraża na febrę.
Kiedy pan Ciliński załatwiał swe sprawy Tadzio wałęsał się po mieście. Malakka jest miastemstarem i malowniczem. Położona na wybrzeżach niewielkiej rzeczki, składa się właściwie z ciasnych uliczek, w których gęsto stoją kramy, a także domy mieszkalne, zamieszkałe przez kupców chińskich i mieszkańców portugalskich. Za miastem znajdują się białe bungalowy urzędników angielskich i licznych kupców portugalskich — piękne wilie, ze wszystkich stron