angielskich na wschód od Malakki. W tym celu najął sześciu kulisów malajskich, którzy mieli służyć za przewodników a zarazem nieść bagaże.
— Ponieważ spędzimy na górze najmniej tydzień — mówił pan Ciliński do Tadzia — musimy wziąć ze sobą spory zapas ryżu, trochę sucharów, masła, kawy, ryby suszonej i odrobinę koniaku. Prócz tego oczywiście koce, bieliznę, puszki na owady, sieci, strzelby i amunicję. Ty uważaj, aby wszystko było w porządku.
W krótkim czasie wyprawa stanęła w miejscowości Ayer-panas, skąd do Ophiru było już wszystkiego około 30 mil angielskich. Po krótkim odpoczynku profesor Ciliński wydał rozkaz do marszu.
Pierwszego dnia droga prowadziła przez karczowiska leśne, gdzie było też dużo wsi malajskich. Wieczorem wyprawa dotarła do jakiejś wioski, której gościnny wójt przyjął białych uprzejmie i odstąpił im na noc swoją werandę. Nie koniec na tem, darował nawet uczonemu kaczkę i kilkanaście jaj. Noc była ciepła i po skromnej kolacji obaj biali z przyjemnością wyciągnęli się na gładkich, lśniących matach, na werandzie, gdzie też znakomicie noc spędzili.
Następnego dnia wyruszono już o świcie. Okolica stawała się coraz bardziej górzysta i dzika. Szło się ogromnymi lasami wzdłuż ścieżek tak bagnistych, że błoto sięgało kolan. Prócz tego trzeba się było mieć na ostrożności przed pijawkami, z których strony te słyną. Pijawki te leżą zwykle na liściach na wysokości człowieka. Słysząc kroki lub głosy jak tygrysy czają się i gotują do skoku. Kiedy człowiek lub zwierzę przechodzi blisko nich wyciągają się na całą swą długość i jeśli dotkną jego ubrania lub ciała, natychmiast odrywają się od liścia i wpijają się w ciało. Są to stworzonka niewielkie, a ukłucie ich w pierwszej chwili zupełnie nie boli, tak że człowiek nie czuje
Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.