Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

zupełnie nieznanych! chwalił się Tadziowi. — W jednym dniu udało mi się zebrać 76 różnych okazów i wyobraź sobie 34 były mi nieznane! Jestem pewny, że w krótkim czasie zbiorę na Borneo do dwóch tysięcy okazów.
Pewnego dnia, jeden z robotników chińskich — bo tych pan Ciliński różnemi datkami również zachęcał do zbierania mu żab, motyli i owadów — przyniósł mu wielką żabę latającą. Było to stworzenie dość dziwaczne z szerokiemi płetwami u stóp, o grzbiecie ciemno-zielonym i lśniącym a podbrzuszu żółtem. Oczy żaby otoczone były również żółtemi czarno pręgowanemi obwódkami. Chińczyk zaklinał się, że widział tę żabę jak leciała w skośnym kierunku z wierzchołka wysokiego drzewa.
— Popatrz Tadziu — mówił profesor, — pokazując chłopcu szerokie płetwy latającej żaby — widzisz, że płetwy nie służą tylko do tego aby pływać. Dla ucznia Darwina wynika stąd jasno, iż płetwy tak samo dobrze mogą służyć do pływania jak i do latania, o czem z łatwością możesz się przekonać na morzu, kiedyś patrzył na latające ryby. Faktycznie niewiadomo, czy w danym razie skrzydła ptaków nie będą mogły zmienić się w płetwy, o ile przyroda w tym kierunku pójść zechce.
— Pan profesor jest mądry człowiek i dlatego wolno panu mówić co się panu podoba, odpowiedział po swojemu Tadzio. — Ja jednak wcale nie muszę temu wierzyć, i mojem zdaniem żaba latająca i orzeł to jednak mimo wszystko jest zupełnie co innego.
Tadzio po staremu zajmował się głównie polewaniem i strzelaniem ptaków. Profesor miał rację. Ptaków w tej okolicy istotnie było niewiele, zato Chińczycy mówili, iż można tu spotkać orangutana, który po malajsku powszechnie nazywa się Mias.
Przez dłuższy czas jednakże wszelkie poszukiwania młodego myśliwego były bezowocne. Pewnej nocy, kiedy