Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

i falistego morza, w którem orangutanowi łatwo się ukryć i zanurzyć. W tej właśnie części dżungli Tadzio, który szedł cicho, a oddawna nie strzelał, bo nie miał do czego, zauważył wielkiego orangutanga, który ostrożnie szedł po grubszych konarach drzew, napół wyprostowany, jak mu na to pozwalała nadzwyczajna długość ramion i krótkość nóg. Orangutang wędrując powoli po konarach zawsze wybierał te gałęzie, które nieledwie wnikały w koronę sąsiedniego drzewa, tak aby za pierwszym szelestem mógł już skoczyć w nowe centrum zieleni, z którego w dalszym ciągu prowadziłoby mnóstwo dowolnych dróg napowietrznych w różnych kierunkach. Nie śpiesząc się i nie skacząc, szedł ostrożnie próbując naprzód siły gałęzi, a potem z niesłychaną zręcznością, akrobatycznym ruchem, przerzucał się z jednej na drugą. Wśród prześwietlonych słońcem liści widać było wyraźnie jego niekształtną ale silną postać i przedziwne akrobatyczne sztuki i łamańce, jakich z nadzwyczajną swobodą dokonywał na wysokości conajmniej 30—40 stóp nad ziemią.
Tadzio, który miał obecnie pięciostrzałowy belgijski sztucer dziewięciomilimetrowego kalibru, szedł zcicha i ostrożnie za wędrującem po morzu napowietrznem zwierzęciem. Orangutang właśnie dotarł był do najwyższej części olbrzymiego drzewa i natychmiast zaczął łamać gałęzie szybko dokoła siebie, a układając je na skrzyżowanych konarach robił sobie coś w rodzaju gniazda. W przeciągu kilku minut, legowisko swe zakrył gęstemi liśćmi, tak że zupełnie już nie było go widać. Tadzio, który zrozumiał, iż orangutang zdoła się zupełnie przed nim zasłonić strzelił do niego parę razy, chcąc go z gniazda wypłoszyć Jednakże mimo iż czuł, że orangutanga trafił, małpa absolutnie nie chciała gniazda opuścić i choć za każdym strzałem całe legowisko drgało, Tadzio nie wiedział czy zwierzę jest istotnie ciężko ranne, czy też tylko przed