Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.

towarzysz jego podał mu drugą — tę Dyak przywiązał do pierwszej żerdzi i wyciągnąwszy znowu pęk związanych liną, zaostrzonych kołków bambusowych budował drabinę dalej, póki wreszcie nie dotarł do legowiska orangutanga. Tadzio z wielkiem zaciekawieniem przyglądał się temu sposobowi chodzenia na wysokie drzewa. I musiał w duchy przyznać, że jest on zmyślny, dowcipny i zupełnie prosty.
Ostrożnie rozchyliwszy liście i gałęzie mały zręczny Dyak zaglądnął do legowiska orangutanga. Zwierzę było martwe i po chwili ciemne jego ciało zleciało na ziemię. Przy pomocy Chińczyków, Tadzio zaniósł je swemu opiekunowi, który za tę rzadką zdobycz podziękował mu serdecznym uściskiem.
Naturalnie dokoła zabitego orangutana zebrała się cała gromada ludzi, przedewszystkiem Chińczyków, którzy patrzyli na niego, jak na smaczny kąsek, a także i Dyak. Stary wójt Dyaków, który mówił płynnie po malajsku, a całe życie spędził w okolicach zamieszkałych przez orangutangi, opowiadał:
— Niema zwierzęcia w dżungli tak mocnego, aby mogło zaczepić Miasa. Jest to jedyne zwierzę, które może zwycięsko walczyć nawet z krokodylem. Mias żyje głównie owocami, zwłaszcza duriany. I z tego powodu wyrządza wiele szkód, ponieważ lubi owoce przeważnie niedojrzałe, kwaśne i prawie gorzkie. Kiedy są dojrzałe, wyjada z nich tylko niektóre cząstki. Czasami zrywa owoc po owocu, nadgryza go zlekka i rzuca na ziemię. Kiedy w dżungli niema owoców Mias idzie nad rzeki, gdzie rosną korzonki, które on jada, albo też owoce dojrzewające tuż nad wodą. Krokodyl próbuje go czasem złapać, ale Mias rzuca się na niego i bije go rękami i nogami, szarpie go, aż go wreszcie zabije. Widziałem sam taką walkę i Mias zawsze wychodził z niej zwycięsko.