Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.

— Datu Bandar mieszkał w dużym, dobrze zbudowanym domu, bardzo brudnym nazewnątrz i w środku. Przyjąwszy grzecznie gości z niezmiernem zainteresowaniem wypytywał ich o ich stosunek do budujących się właśnie w tych stronach kopalni węgla. Kiedy profesor zaznaczył, że te rzeczy nic go nie obchodzą, Datu Bandar zaczął z powątpiewaniem kręcić głową i widać było, że nie wierzy. Wogóle krajowcy nie wierzyli Europejczykom i nie mogli zrozumieć jaki cel mogły mieć wielkie wydatki, złączone z eksploatowaniem węgla. Nie mieściło im się w głowie, że tyle pieniędzy wydaje się na coś, co ma służyć tylko jako opał, bo pocóż dostawać opał z takim trudem i takim kosztem, skoro tyle na każdym kroku jest drzewa!
Widać było, że w tych stronach Europejczycy rzadko się pokazują, ponieważ kobiety na ich widok przeważnie uciekały do domu. Dwunastoletnia dziewczyna, która właśnie niosła z rzeki bambusowe naczynie pełne wody ujrzawszy dwóch białych, tak się zlękła, iż z okrzykiem przerażenia rzuciła na drogę swoje naczynie z wodą i skoczyła do rzeki. Płynęła pięknie i z wprawą, oglądając się od czasu do czasu, jak gdyby w przekonaniu, że straszni biali ludzie ścigają ją, a choć ani pan Ciliński ani jego młody towarzysz nie ruszyli się z miejsca, piszczała ze strachu. Stojący nad brzegiem w gromadkach młodzi parobcy i chłopcy zanosili się na ten widok od śmiechu.
Po dłuższych pertraktacjach pan Ciliński zdobył mniejszą łódź, na której umieścił część swego bagażu, zaś resztę odesłał; rzeka, którą powędrowali w głąb lądu stała się z powodu wylewu tak gwałtowna i rwąca, że cięższą łodzią podróżować po niej nie można było. Nastały dni żmudnej, lecz zajmującej podróży. Widok po obu brzegach rzeki był dość monotonny, ponieważ po obu stronach ciągnęły się szerokie i błotniste pola ryżowe, a tylko tu