Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

podniesienia i pod wielu względami przewyższają naczynia gliniane. Dyakowie sporządzają z bambusów także doskonałe garnki, w których gotują jarzynę i ryż, a których używają przeważnie podczas podróży. W tych naczyniach przechowuje się także solone owoce lub ryby, cukier, ocet i miód. W małych pudełeczkach, ładnie rzeźbionych i malowanych Dyak nosi wszystkie swe przyrządy potrzebne do żucia betelu, a jego cienki, długi nóż jest również w pochwie z bambusu. Tak samo fajki robią sobie z tegoż drzewa. I wogóle bez niego żyć by nie mogli.
Rozumie się, że pan profesor Ciliński przedsiębiorąc bezustanne reidy po okolicy znalazł sobie miejscowość, która tyle przedstawiała dla niego ponęt, iż się w niej osiedlił. Kwiatów było tam mało, jak zwykle w lasach podzwrotnikowych. Rzadko kiedy szanowny uczony mógł znaleźć coś co go cieszyło. Naogół lasy złożone były z kolosalnych bataljonów olbrzymich drzew, o pniach cylindrycznych, mchem i lianami porosłych. Czasami spotykało się dziwaczne i niewidziane gdzie indziej drzewo zwane waringin, które wydaje z bocznych gałęzi korzenie powietrzne, zwisające ku ziemi, jak cienkie sznurki. Korzenie te ledwo dotkną ziemi natychmiast zapuszczają się w glebę, a od tej podstawy zaczyna ku górze iść prąd soków odżywczych. Korzeń rośnie, grubieje, tężeje i staje się słupem podpierającym konary. W ten sposób z wielu gałęzi tworzy się coś w rodzaju palisady z podpór bocznych, często tak silnych i grubych jak sam pień. Trafić się może nawet, że właściwy pień zaniknie, zgnije, rozpadnie się a mimo to szeroka i rozłożysta korona utrzymuje się na bocznych podporach. Drzewo to uważane jest przez krajowców za święte i twierdzą, że ktoby je ściął musi ten grzech śmiercią przypłacić.
Profesor Ciliński kazał sobie w pewnej miejscowości wybudować dom z werandą, z której widać było w dali