Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

Malajczycy są leniwi, a chłopcy zupełnie nie zajmują się sportem, który, jak widzisz, jest ulubioną zabawą młodych Dyaczków. Kiedy wrócisz do kraju, powiedz o tem swoim kolegom. Nawet dzicy ludzie rozumieją co to sport i że gimnastyka i ruch na świeżem powietrzu są niezbędnie do życia potrzebne. Sam mogłeś się przekonać: Pokazywałem im różne gry i zabawy europejskie, a oni nietylko znają je, ale nawet mają swe własne, ciekawe tych gier odmiany. Dowodzi to, że lud ten zdolny jest do pewnej cywilizacji, albowiem człowiek, który podejmuje się pewnego wysiłku fizycznego bezinteresownie, nie dla zarobku nie jest już dziki. Mówią, że to są piraci i dzikusy polujący na głowy ludzkie. Co się tego ostatniego tyczy, to wątpliwości najmniejszej nie ulega, że jest to zwyczaj bardzo barbarzyński i okrutny. Pochodzi on poprostu z rywalizacji wsi między sobą. To samo jednakże jest i u nas i wiesz bardzo dobrze o tem, że parobcy z dwóch sąsiadujących ze sobą wsi, nie myślą o niczem innem, jak tylko o tem, aby sobie kunsztownie u kopców granicznych głowę rozbić. Żeby jednak Dyacy byli piratami, to absolutnie nieprawda, ponieważ to są górale. Sam widziałeś, że źle wiosłują.
O uczciwości Dyaków Tadzio sam się przekonał. Cała okolica zarośnięta była gęstemi drzewami owocowemi. Zdarzyło się raz podczas jakiejś wycieczki, że pan Ciliński, który właściwie był wegetarjaninem poprosił towarzyszącego mu Dyaka o zerwanie duriana z pięknego, rosnącego tuż przy ścieżce drzewa. Dyak odmówił, usprawiedliwiając się, że owocu zerwać nie może, ponieważ właściciel drzewa jest nieobecny.
— Słyszałeś ty coś podobnego? — chłopcze? — zdumiał się profesor. Myślałby kto, że to są drzewa bezpańskie, a tymczasem każde z nich ma swojego właściciela. I popatrz się ten Dyak bez pozwolenia jednego owocu nawet nie zerwie.