Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

widział go pan, a już pan wie, jak się nazywa. Jakże ja go w ten sposób poznam? Mam się go może spytać: Czy mam przyjemność z Pittą Concinną?
— Uważasz mój bracie, to jest taki niewielki ptaszek, ale bardzo pięknie upierzony. Grzbiet ma soczysto zielony, głowę czarną, z błękitnemi i brunatnemi paskami nad oczami, a u ogona i na plecach szerokie srebrzysto-błękitne pręgi. Podbrzusze zaś ma delikatnie czerwono-żółte z pręgami karmazynowemi, obramowanemi czarno. Jak takiego złodzieja zobaczysz to pal mu bracie w łeb, bo jeszcze go w zbiorze swoim nie mam.
Chodził tedy Tadzio po puszczy, szukając tego różnobarwnie upierzonego „złodzieja“ z uczonem łacinskiem nazwiskiem. Chodził i klął co się wlazło, bo jak na złość ptaka podobnego do niego nie widział. Były owszem piękne trawiaste zielone gołębie, wielkie, czarne kukułki, piękne koguty z dżungli, dalej jakieś małe szkarłatne ptaszki, ale takiego jakiego profesor mu opisał wytropić nie mógł. Nareszcie pewnego dnia w najgłębszej dżungli ujrzał stado przedziwnie kolorowych ptaków. Nie był pewny, czy są to właśnie te, które profesor kazał mu szukać, jednakże ptaszki mu się tak spodobały, że na wszelki wypadek postanowił ich parę upolować. Było to jednakże trudniejszem niż się na pierwszy rzut oka zdawało. Ptaki skakały po ziemi, migając tylko czasem wśród ostów i grubego pokładu opadłych, butwiejących liści. To tu, to tam widziało się ich pióra, lśniące pięknemi barwami, gdy promień słońca padł na nie. Zanim jednak Tadzio podniósł strzelbę i mógł się złożyć ptak już zniknął mu z oczu. Kilka razy strzelał napróżno.
To go podrażniło. Zaczął przemyśliwać nad tem, w jaki by sposób przecie bodaj jednego takiego ptaszka zdobyć. Poznawał je już obecnie po szczególnym krzyku złożonym z dwóch nut, które się wciąż powtarzały oraz po szeleście