cały labirynt domków administracyjnych, obór, stajen, a także chat malajskich zajętych przez liczną służbę.
Podróżni nasi odpoczywali w gościnnym domu Holendra przez kilka dni. Wstawali zwykle przed w schodem słońca i pili kawę, poczem pan Messman wychodził i doglądał swej służby, koni, sług, aż do godziny siódmej kiedy podawano obfite śniadanie, składające się z ryżu, mięsa, ryb i owoców. Śniadanie to zjadano na chłodnej werandzie. Następnie pan Messman przebierał się w czyste, białe ubranie płócienne i jechał małą bryczką do miasta, gdzie miał biuro, w którem pracowało kilku pisarzy chińskich — pan Messman bowiem, zajmował się też handlem, zwłaszcza kawą i opjum. Był człowiekiem zamożnym i oprócz plantacji kawy miał też swoją własną „prau“, która docierała do wschodnich wysp niedaleko Nowej Gwinei, skąd przywoziła masę perłową i szyldkret. Koło godziny pierwszej wracał do domu. Wówczas podawano znowu kawę, ciastka, ewentualnie owoce lub jakieś jarzyny. Z powodu gorąca przebierano się przeważnie w szerokie szarawary i koszule, zaś chodzono boso. Pan Messman kładł się trochę spać, potem aż do czwartej po południu czytał. Następowała herbata, po której kiedy robiło się chłodniej gospodarz szedł na przechadzkę i oglądał swoją plantację.
Składała się ona z pól na których uprawiano kawę i z wielkiego sadu. Niedaleko plantacji znajdowała się mała wioska, zamieszkała przez Malajczyków z Timoru a także służbę makassarską. Jedna rodzina doglądała bydła i zaopatrywała dom w mleko. Inne znowu rodziny doglądały koni, które spędzano tam każdego popołudnia i karmiono. Znowu inna rodzina miała obowiązek zaopatrywania w siano koni swego pana z Makassaru. W ten sposób praca była podzielona.
Po kilku dniach odpoczynku pan Ciliński zaczął się widocznie nudzić. To ze strzelbą, to znów z puszką na
Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.