Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

Jednakże i ten teren w krótkim czasie wyczerpał się, a raczej nie dał się należycie eksploatować. Dlatego pan Ciliński postanowił sprowadzić się na jakiś czas gdzieś na wieś w dżungli. W tym celu należało znowu złożyć wizytę radży, którego tym razem zastali przy walce kogutów. Ujrzawszy gości w towarzystwie pana Messmana, radża natychmiast opuścił tak ulubiony przez Malajczyków sport i poprowadził białych do swego nowego domu. Był to dom szeroki, dobrze zbudowany i wysoki, z bambusową podłogą i oknami, w których o dziwo były nawet szyby. Największą część domu stanowiła wielka hala podparta drewnianymi słupami. Niedaleko okna siedziała sama królowa, na niziutkim stołeczku i żuła zwyczajem krajowców sirih i betel, spluwając do małej mosiężnej spluwaczki stojącej u jej nóg. Radża usiadł naprzeciwko swej żony na podobnem, niskiem krzesełku, przy którem również stała spluwaczka i pudełko ze wszystkiem co jest potrzebne do żucia betelu. Trzy krzesła przyniesiono znowu dla Europejczyków a dokoła radży ustawiły się córki jego, za niemi zaś niewolnice.
Tadzio znajdował się pierwszy raz w tak świetnem i arystokratycznem towarzystwie. Jednakże przyglądając się wzniosłym damom z orszaku jego majestatu doznał uczucia zawodu i rozczarowania. Te córki monarsze, te różne piękności wschodnie, opisywane z takim zapałem przez poetów, opowiadających niesłychane cuda o ich oczach, czarnych warkoczach i malutkich stópkach, o niesłychanie wykwintnych strojach i klejnotach wyglądały prawie biedne a przedewszystkiem brudne i były najwyraźniej zaniedbane. W każdym razie nie było w nich nic królewskiego. Jedyna rzecz, która mogła mu imponować, to była spokojna i pełna godności poza radży i jego sposób postępowania, istotnie niepozbawiony pewnego majestatu. Widziało się też, że orszak jego szanuje go. Nikt nie śmiał stanąć w jego