Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/89

Ta strona została uwierzytelniona.

Wiedząc jednakże, że nie będzie mu przyjemnie mieszkać wśród ludzi, którzy niewątpliwie muszą do niego żywić urazę posłał po właściciela domu jednego z makassarskich chłopców i zawezwał go do siebie wraz z kilku członkami rodziny na konferencję, zwaną po malajsku Biczara.
Właściciel domu, wysoki, chudy, lecz niegłupi włościanin przyszedł z kilku swymi synami i jeszcze kimś tam z rodziny. Pan Ciliński przyjął ich na werandzie swego domu, posadził na matach, a następnie poczęstował tytoniem i kiedy już wszyscy zapalili rozpoczął wykład zapomocą tłumacza. Oto on wiecznie mieszkać tutaj nie będzie, a zato, że mieszka ofiaruje pięć pięknych, srebrnych rupij, prócz tego wieś będzie mogła u niego zarobić, bo on przecie potrzebuje jaj, kur, ryb, owoców, za co będzie dobrze płacił. Zważyć też należy, że nawet dla małych dzieci, otwiera się nowe źródło do zarobku. Oto każde dziecko może zbierać w wolnych od zajęć chwilach, owady, motyle, małe ptaszki, małe żabki, chrząszcze, a jeśli mu to przyniesie dostanie jeden lub dwa miedziaki. W ten sposób obie strony mogą być przecie zupełnie zadowolone.
Istotnie wysłuchawszy kwiecistej przemowy pana profesora, obrażeni pogodzili się z nim, inkasowali zgóry za cały miesiąc pięć rupij i odeszli życząc mu zdrowia i powodzenia w pracach. Do tych nie trzeba było pana Cilińskiego zachęcać.
Teraz miał Tadzio sposobność przyjrzeć się zbliska życiu Malajczyków na wsi. Pracowały przedewszystkiem kobiety, które przygotowywały ryż do dziennego użytku, znosiły ze wszystkich stron do domu drzewo na opał, wodę, wreszcie myły, kopały w ogrodach, lub też tkały albo przędły. Mężczyźni hodowali sirih, a także pracowali w ogrodach warzywnych. Zajęcia mieli niewiele, ich prace rolnicze polegały na tem, że raz na rok zaorywali niewielki kawałek gruntu, zapomocą drewnianych soch, ciągniętych