Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co za straszna jakaś namiętność, co za okropny obyczaj! — mówił ze zgrozą Tadzio.
— Naturalnie, dla ludzi nieprzywykłych to jest straszne — odpowiedział profesor — jeśli się jednak zastanowi, to nie jest to nic innego jak zwykłe samobójstwo. My strzelamy sobie w łeb, albo dajemy się zabić w pojedynku lub też zabijamy. Japończyk doprowadzony do ostateczności rozpruwa sobie brzuch. U nich też istnieje pojedynek, ale za każdy pojedynek zwycięzca płaci swoją śmiercią — co znaczy zabić choćby się miało potem umrzeć. Ci ludzie, jak widzisz, są bardzo spokojni i ogromnie nad sobą panują, ale w głębi ich duszy wre straszna, niczem niepohamowana namiętność i kiedy ona wybuchnie — wszystko się kończy. Człowiek szaleje i — mahometańskim zwyczajem — szuka śmierci gwałtownej w boju i walce. Z nożem w ręku pędzi przeciw całemu światu. Zamordowany ginie w szale, ponieważ mordował. Jest to ostatecznie zupełnie zrozumiały protest przeciwko niewłaściwościom i złościom tego świata — a tych jest zawsze dość. Widzisz o Malajczykach mówi się, że są bardzo kulturalnym i spokojnym narodem. Sam widziałeś jak są grzeczni, jak łagodnie traktują swe dzieci, których nigdy nie biją, ani też na które nigdy nie krzyczą. Jest to jednakże tylko zewnętrzny pokost. Bo gdy ten człowiek straci równowagę staje się tygrysem, ich panowanie nad sobą dowodzi, że są interesowni, wygodni i nie mają dużo serca. Jeśli dzieciom pozwalają robić, co im się podoba, to bynajmniej nie z miłości, lecz z obojętności i wygody. Murzyni biją swoje dzieci nieraz okrutnie, ponieważ temperament ich ponosi, ale kochają je bezwarunkowo znacznie więcej od kulturalnych, zimnych, ale wyrachowanych Malajczyków.
— A dlaczego pan tych ludzi nazywa Malajczykami, skoro oni zupełnie po malajsku nie mówią — spytał zdziwiony Tadzio.