Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.

nie zwracając uwagi na to, iż te nieczystości i pomyje przecież cuchną i zanieczyszczają swym odorem cały dom. Pochodzi to stąd, że nawet te plemiona Dyackie, choć już o morzu zapomniały, w rzeczywistości zrodziły się z morza i trzymają się wciąż jeszcze żeglarskich zwyczajów. Ze statku można w ten sposób nieczystości wyrzucać, bo to wszystko idzie w wodę, a oni choć o morzu i o morzach dawno zapomnieli wciąż trzymają się starych zwyczajów.
Przyszła jesień, a właściwie pora deszczowa. I dalsze życie w dziurawej chacie stało się niemożliwe, wobec czego profesor wraz z Tadziem i obu makasssrskimi chłopcami opuścił wieś i przeprowadził się napowrót do plantacji pana Messmana, który, chcąc jak najwięcej swobody dać uczonemu, wyznaczył mu na mieszkanie mały dom, znajdujący się w odległości około mili od folwarku.
Pan Ciliński chętnie przyjął gościnę, pragnął bowiem uporządkować swe zbiory, a ewentualnie popakować okazy już gotowe i uporządkowane i odesłać je do Singapoore, gdzie miał swój główny skład. Praca była teraz mniej gorączkowa, a wszyscy członkowie wyprawy zażywali dobrze zasłużonego spoczynku. Miłą było rzeczą, zjeść przyzwoicie, mieszkać w porządnym, nieprzytykającym domu, pomiędzy ludźmi przyzwyczajonymi do „białych“ i posiadającymi pewną kulturę. Że pan Ciliński próżnować nikomu nie pozwalał, tego łatwo się domyśleć.
Z początkiem grudnia nastała pora deszczowa. Całemi dniami dął zachodni wicher, który niósł bezustannie deszcz. Na milę dokoła pola stały pod wodą, w której kaczki i bawoły kąpały się bezustannie. Wszystko dokoła drogi wiodącej do Makassaru znajdowało się pod wodą, lub było pokryte gęstem, grząskiem błotem, na którem widać było oraczów, kroczących powoli za sochami i popędzających bawoły długiemi bambusami. Zwierzęta te, niezmiernie leniwe i ociężałe, trzeba było popędzać bezustanku. Oracze