kuferki z letniemi ubraniami i odrobiną bielizny i umykał. Dorożka dwukonna na dworzec kosztowała 40 kor. Tysiące ludzi w nieprawdopodobnym ścisku, pod palącemi promieniami słońca, dusiły się przed dworcem tak liczne, iż sięgały Gródeckiej ulicy. Dniami całemi bez jedzenia, bez kropli wody czekali tam ci biedacy, dusząc się na śmierć. Nawiasem mówiąc nawet w tej chwili, kiedy siadano na lory, do wozów bydlęcych, na stopniach, bez biletu nikogo nie puszczano. Byli tacy, którzy własnoręcznie ciągnęli swe rzeczy na kolej wózkami ręcznemi lub na taczkach, inni brali walizeczkę na ramię i z żoną i dziećmi, z kilkudziesięciu koronami w kieszeni opuszczali Lwów piechotą, kierując się na zachód, w trwodze, czy gdzie w lasach kozaków nie spotkają.
Do popłochu w znacznym stopniu przyczyniali się sanitarjusze austrjaccy, głównie żydzi, którzy, bojąc się Rosjan niewypowiedzianie i nie mogąc na miejscu wysiedzieć, opowiadali rannym żołnierzom, że Rosjanie podpalają szpitale i wycinają rannych w pień. Sam na własne uszy słyszałem to w wielkim szpitalu urządzonym na technice lwowskiej. Można sobie wyobrazić popłoch, jaki padł na zgorączkowanych, poranionych biedaków. Kto mógł tylko, o kiju, nieprzewiązany zmykał ze szpitala, z czego skorzystali sanitarjusze i w ogólnym zamęcie i popłochu poznikali.
Łatwo sobie wyobrazić, jakie wrażenie wywołał ten widok na tych, którzy albo nie chcieli uciekać, albo też uciekać nie mogli. Chwila była ciężka, niewątpliwie, ale w takich właśnie chwilach poznaje się sprawność i wartość organizacji rządowej. To był chaos, nieład i bezrząd przechodzący wszelkie wyobrażenie, tu każdy tylko o sobie myślał a o społeczeństwo nie dbano najzupełniej. Żadnej władzy, żadnego porządku, żadnego ratunku! Cóż to za komenda, która rannych żołnierzy opuszcza i pozostawia ich na „spalenie lub wycięcie — w pień“, lub która pozwala na to, aby oni brocząc krwią wlekli się przez całe miasto na dworzec kolejowy i tam ginęli z upływu krwi lub konali zduszeni i zdeptani, oni, którzy przecie spełnili wobec rządu swój obowiązek! To, na cośmy wówczas patrzyli, to był jeden wielki skandal, „finał“ zupełnie odpowiadający rządom austrjackim. Wtenczas nie było we Lwowie człowieka, któryby się o Rustrji nie wyrażał z najwyższą pogardą, wtenczas nawet straganiarki i przekupki lwowskie drwiły z żołnierzy austrjackich.
Umknęły władze, zemknęły banki, wywożąc ze sobą oszczędności, odkładane na czarną godzinę. Czarna godzina nadeszła — lecz oszczędności wyjechały do Wiednia. Umknęli wyżsi urzędnicy, po-
Strona:Jerzy Bandrowski - W płomieniach.djvu/116
Ta strona została przepisana.