kuowanemi władzami rosyjskiemi i zgłaszający się dobrowolnie do szeregów. Wobec takiego nastroju mas irredentyści sami zrozumieli, że czynne wystąpienie przeciw Rosji byłoby nieaktualne, równocześnie zaś zalanie Królestwa wojskami rosyjskiemi czyniło wszelką próbę w tym kierunku bardzo niebezpieczną i mogło na cały kraj sprowadzić nieobliczalne nieszczęścia. Prowokację rosyjską czuło się na każdym kroku a biurokracja rosyjska w Królestwie czekała tylko na hasło.
Poznańskie ściśnięte w kleszczach przez Prusaków nie mogło ani drgnąć. — Maul halten und weiter dienen! — oto było wszystko, czego Niemcy od swych Polaków żądali. Okres niemieckich umizgów do Polaków trwał bardzo krótko, a i umizgi to były napoły błazeńskie, napół niedźwiedzie. Niemcy sami wkrótce zrozumieli że im z tą miną słodkiego uwodziciela wobec Polaków poznańskich nie do twarzy.
Inaczej stały rzeczy w Galicji, gdzie z jednej strony życie polskie — mimo wszystko — nie było pozbawione pewnych plusów, gdzie polski stan posiadania był bardzo duży, gdzie teorja o nieszczerości a nawet wrogiem stanowisku Austrji wobec Polaków nie była jeszcze powszechnie znanym pewnikiem i gdzie z drugiej strony rząd chwytał się wszystkich środków, godziwych i niegodziwych, aby społeczeństwo polskie dla siebie tanio skaptować. Tu w każdym razie było wiele do stracenia a któż z nas mógł wiedzieć, czy i że stracić wolno? Tu próba nie kończyła się na tem, jak społeczeństwo zniesie niedostatek, ubytek swych najlepszych sił męskich, trudy, przygody i zmienne losy wojny, spustoszenie kraju, wyludnienie i epidemje, lecz czy „nie zgubi tropu“, czy potrafi uniknąć chytrych zasadzek, czy się nie da: zbałamucić, nadużyć, czy się w tem wszystkiem nie zatraci, nie zgubi, w ten sposób do wszystkich klęsk wojny dodając zgoła zbyteczne cierpienie, jakiem jest błądzenie po grzęzawiskach illuzji wśród majaczenia błędnych ogników kłamstwa.
Co się działo w zachodniej Galicji, ściśle mówiąc, jak w Galicji zachodniej naprawdę myślano, tego nie wiem, podejrzewam jednak, że w każdym razie enuncjacje dzienników i znajdujących się tam z początkiem wojny urzędowych przedstawicieli były jednostronne, a więc ani bardzo szczere ani zupełnie miarodajne. Co się tyczy Galicji wschodniej, to wyznać muszę, że ona próby nie wytrzymała, skutkiem czego też nie uniknęła ciężkich przejść moralnych.
Wojnę, jako taką, znosiło społeczeństwo dzielnie — zapobiegało głodowi, chorobom epidemicznym i innym klęskom, okazało dużo ser-
Strona:Jerzy Bandrowski - W płomieniach.djvu/12
Ta strona została przepisana.