kole były typu angielskiego, bluzy, jak w ogóle mundur strzelecki, typu austrjackiego, szaro-siwe.
Wbrew zwyczajom korpusów ochotniczych mundury były bardzo skromne i nieefektowne, bez świecideł. Szczerze mówiąc nie wiem, jakie dystynkcje mieli oficerowie; nie zauważyłem żadnych.
Uzbrojenie tych wojsk w tym stanie, w jakim ja je widziałem, było bardzo niekompletne i niejednolite. Niektórzy mieli karabiny austrjackie systemu Manlichera, inni krótkie karabinki używane przez konnicą, do tego współczesne bagnety austrjackiej piechoty albo też stare, krzywe i długie bagnety-szable, w ostatnich czasach używane już tylko przez niektóre oddziały austrjackiej artylerji fortecznej. Sprawa płaszczów była zupełnie nie załatwiona. Kiedy legja wychodziła ze Lwowa niektórzy tylko mieli do austrjackich tornistrów przytroczone zwinięte w rulon peleryny. Ładownic używano podwójnych — starych austrjackich torb landwerskich na 40 naboi lub też dwuch mniejszych po 20 naboi każda.
Wyższą komendę w legji sprawowali emyrytowani lub pensjonowani oficerowie austrjaccy, byli kapitanowie i majorowie, prócz tego przydzielono do legji dwuch kapitanów — Polaków z czynnej służby austrjackiej. Niższymi oficerami byli przeważnie zapasowi oficerowie austrjaccy, z zawodu profesorowie gimnazjalni, prawnicy lub urzędnicy, ludzie bardzo przyzwoici, ale — nie specjaliści wojskowi. Rozumie się, że wszyscy ci ludzie, którzy wojnę znali co najwyżej z austrjackich manewrów cesarskich, nie mogli do legji wnieść nic innego, jak tylko to, co w austrjackich koszarach widzieli. Był to tedy austrjacki regulamin służby polowej w polskiej interpretacji, odcień militaryzmu austrjackiego, przetłomaczonego na język polski.
Materjał ludzki w legji był bardzo rozmaity, przeważnie jednak inteligientny. Więc byli tam koncypienci adwokaccy, profesorowie i suplenci gimnazjalni, technicy, uczniowie szkół realnych i gimnazjum, inteligientniejsi rzemieślnicy, trochę włościan, w większej części „Sokół“. Żołnierskie kwalifikacje tego materjału były bardzo dobre — wszyscy znali musztrę, broń, odbywali ćwiczenia polowe, zwłaszcza wykształcenie podoficerów nie przedstawiało nic do życzenia, podoficerowie, przeważnie byli „skauci“ a następnie wychowankowie stałych drużyn sokolich, mieli swą służbę w małym palcu. Trzeba jednak pamiętać, iż najlepszy materjał zabrało „Sokołowi“ wojsko, pozostawiając mu ludzi mniej ukwalifikowanych fizycznie lub też niedojrzałą, nieraz ledwo wywiniętą i niewyrobioną młodzież.
Strona:Jerzy Bandrowski - W płomieniach.djvu/122
Ta strona została przepisana.