Strona:Jerzy Bandrowski - W płomieniach.djvu/124

Ta strona została przepisana.

austrjacki tornister, na głowie zielonkowaty amerykański kapelusz — w rękach kwiaty. Na 4,000 ludzi było coś 1,200 karabinów — z tego kilkaset zdobycznych, to znaczy — odebranych uciekającym żołnierzom austrjackim. Podczas słynnej paniki legjoniści nie próżnowali — odbierali od żołnierzy broń i amunicję na wielką skalę. W koszarach ułańskich na Łyczakowie oficerowie porozdawali między nich całe skrzynie amunicji, ułani rzucali karabinki na ziemię. Jeszcze na drugi dzień legjoniści urządzali nocne wyprawy po porzuconą broń, którą chowali po domach. Ale przecież dla wszystkich nie starczyło i nie tylko żołnierze ale nawet oficerowie byli bezbronni i wymachiwali zamiast szabel liljami i jakowemiś irysami czy czemś podobnem. A kwiatów była moc niewyczerpana. Każdy legjonista miał bukiet u czapki, u piersi i w rękach. Wyglądało to — jak krakowskie wesele.
Obchodziłem te szeregi wściekły i zawstydzony. Wściekły, że w Austrji ten „kawał wyborczy“ się udał, zawstydzony — ponieważ musiałem milczeć a powinienem był mówić. Znając wielu z pomiędzy tych młodych ludzi, wiedziałem iż odezwa komendy austro-niemieckiej do ludności polskiej w Królestwie oburzyła ich i zrobiła na nich jak najgorsze wrażenie.
Daleko huczały działa.
Porównanie!
Tam poważna praca spiżowych armat, najwyższy wysiłek twórczy — wojna, a tu — legja wyłgana, legjon kłamstwa!
Bo co tu dużo mówić — tak to było.
Legjon wschodni urodził się z kłamstwa niewolnika, cały był wykłamany. Skłamany był jego entuzjazm bojowy, skłamany jego patrjotyzm austrjacki, jego ochota, orjentacja — wszystko było kłamstwem. I tak stał tu, wykłamany i okłamujący samego siebie, a kto patrzył na niego, kłamał, choć milczał, bo i milczenie było tu kłamstwem...
Takie jest moje zdanie.
Ukwieceni oficerowie machnęli szablami i liljami, zaszczękały po bruku kopyta konia komendanta — byłego kapitana austrjackiego, dziś pułkownika Hallera, zagrała muzyka, zapłakały panie i panienki, legjoniści sformowali czwórki i ruszyli w świat, na tułaczą dolę...
Osierociało we Lwowie kilka tysięcy zacnych rodzin...
Ha, widać potrzeba było, aby do wykupnego za Polskę dodano i ten ból niewdzięcznej, bezużytecznej i bezcelowej ofiary, ofiary bez przekonania — wbrew przekonaniu nawet a przecie dobrowolnej.