W nocy z dnia 2-go na 3-go września padał deszcz. Ranek był chłodny, niemniej niebo wypogodziło się wkrótce i słońce wyjrzało z za chmur.
Wyszedłem na miasto dość wcześnie i — o dziwo! — ujrzałem na czworogrannej, szarej wieży ratuszowej igrające figlarnie na wietrze białe flagi. Było ich pięć — jedno wielkie prześcieradło na głównym maszcie i cztery mniejsze pieluszki w czterech rogach wieży. Niewinna ich barwa na tle błękitu niebios wpływała dziwnie ośmielająco i dodawała nadziei.
Nie mogę powiedzieć, aby ruch na ulicach był wielki tego ranka, nie. Ale popłochu też nie było. Ludzie szli zwykłym krokiem, nie zatrzymując się, lecz i nie śpiesząc. Znajomi witali się i rozmawiali. Sklepy były przeważnie otwarte.
Po drodze spotkałem jednego z kolegów, z którym zesedłem na dół, do miasta. Idąc zauważyliśmy rozlepioną na murach odezwę prezydjum miasta. Brzmiała ona jak następuje:
Wojska monarchji mają cofnąć się na zachód. Wtedy wkroczą do Lwowa zwycięskie wojska rosyjskie.
W takiej chwili wzywamy całą ludność miasta, aby — przez Boga! — zachowała godność, spokój, wystrzegała się popłochu, wybryków nierozważnych czy złych żywiołów i wszelkiej prowokacji.
Miasto otwarte, więc nie może mu grozić żadne niebezpieczeństwo.
Cała poważna ludność oczekuje wypadków ze spokojem.
Wszelki wybryk nierozważnej czy szalonej jednostki przeciw wkraczającemu wojsku mógłby wywołać nieszczęścia.
Wzywamy ludność, aby czuwała w imię dobra miasta i wszystkich obywateli nad spokojem i ładem w mieście.
Sklepy, zwłaszcza z żywnością, mają być otwarte.
Prezydjum
Dr. Rutowski
Dr. Stahl
Dr. Schleicher
We Lwowie, dnia 2 września w nocy.