nieszczęsnych ofiar — któż wie? Niczyje ok o nie przebiło zielonej gęstwiny ni murów, przebłyskujących z za drzew ciemną, ceglaną czerwienią.
Jacyż ludzie zamieszkiwali to miasto, naznaczone temi symbolami?
Jeden z moich kolegów zauważył raz słusznie: — Za rogatkami Warszawy przeczuwa się piaski Mazowsza, za rogatkami Krakowa błonia, za rogatkami Lwowa — sady, kwitnące lub okryte owocami sady. Być może, że ich tam dziś już nawet niema, ale niezawodnie były. Dzisiejszy Lwów urodził się wśród sadów.
Jest w tem bardzo dużo prawdy. Ulica Łyczakowska, Zielona, Kochanowskiego, Potockiego, Teatyńska i wiele innych, bardzo znaczna część miasta składała się do niedawna z małomieszczańskich domków, okolonych sadami. Rzadko kiedy wśród nieskończenie długich, szarych parkanów z desek, z poza których wychylały się gałęzie drzew owocowych, widziało się willę lub dwupiętrową kamieniczkę jakiegoś ambitnego postępowca. Te ulice, te sady sięgały prawie do śródmieścia. Dwie trzecie a przynajmniej połowa ludności jeszcze niedawno mieszkała w niskich, starych domkach, gdzie też i stary obyczaj panował. Na odleglejszych ulicach, koło rogatek, domków takich jeszcze dziś jest niemało.
Te sady, to były zielone, wonne i zaciszne więzienia drzemiącej inteligiencji. Trwały one długo i broniły zacięcie swego szmaragdowego ograniczenia, swej atmosfery pogodnej, słonecznej, rozbrzmiewającej tylko odgłosem śmiechów, piosenek, ptasiego gwizdu i brzęczenia pszczół. Co z nich wyszło? W co się zamieniły? Znikły stare, małomieszczańskie domki i dworki a na ich miejscu powstały pretensjonalne, brzydkie wille w niemieckim stylu, właśnie takie, jakie widzimy nieraz w ilustrowanych pismach niemieckich. „Eine schoene Villa zu 12.000 M.“, „Eine schoene Villa zu 15.000“. Genjusz i dobry smak budowniczego z przedziwnie łatwą elastycznością stosuje się tu do wysokości ceny, której nigdy nie przekracza.
Inteligiencja Lwowa jak i całego kraju składała się w większej części z urzędników. Byli to ludzie istotnie inteligientni, wychowankowie szkół austrjackich, w których tak silny nacisk kładziono na znajomość literatury łacińskiej, greckiej, niemieckiej, polskiej. Prawie każdy urzędnik miał swego ulubionego autora klasycznego, wśród koncepistów skarbowych i podatkowych można było nieraz spotkać takich, którzy co drugie zdanie cytowali Cycerona, deklamowali całe księgi Iliady lub najtrudniejsze chóry z Sofoklesa. Ale
Strona:Jerzy Bandrowski - W płomieniach.djvu/16
Ta strona została przepisana.