ności. O ile nawet z początku patrzyłyby na taką działalność przez palce, natychmiast po wybuchu wojny zdusiłyby ją bez najmniejszej ceremonji. Nadchodziły ciężkie czasy, w których każdy zdrowo myślący człowiek mógł być potrzebny, więc ludzi ryzykować nie wolno było. Wszakżeż i tak rząd z okazji wojny a pod pozorem nielojalności mógł zawiesić działalność przeróżnych niewygodnych sobie instytucji, którychby po wojnie, zwłaszcza zwycięskiej dla siebie, nie zwrócił. Pocóż było narażać instytucje i ludzi nadaremnie? Zaś tego rodzaju pesymistyczna propaganda w przededniu wojny mogła była w samem społeczeństwie nie znaleźć odpowiedniego gruntu. Było do przewidzenia, że rząd wszelkiemi siłami będzie się starał o zdoppingowanie i oszołomienie społeczeństwa a tedy — miałoż się występować do walki z obłędem przy pomocy argumentów rozumowych? Społeczeństwo galicyjskie nie znało Austrji, a cóż dopiero mówić o jej najbliższych i bezpośrednich przeciwnikach, o Rosji i Serbji? Co do Rosji, to popierana przez rząd austrjacki a szerzona szczególnie gorliwie i przez żydów sentymentalna kultura ideologji powstańczej wytworzyła jakieś magiczne zwierciadło, które każdemu kto na wschód spojrzał, pokazywało Rosję z przed piędziesięciu lat. Dochodziło to wprost do absurdu. Niektóre dzienniki lwowskie wyglądały, jak gdyby wychodziły nie w pierwszej ćwierć XX-go w., ale podczas powstania 63-go roku. Siły Rosji lekceważono, a kto je inaczej oceniał, tego nazywano „rusofilem“. Pogląd na Rosję trzeźwy nie był. Sytuacja była w wysokim stopniu tragiczna ale wykazać ten tragizm społeczeństwu mógł tylko silny człowiek z duszą tragiczną, a takiego człowieka nie było.
Otóż kto to widział i zdawał sobie z tego sprawę, ten rozumiał też, że temu społeczeństwu nadchodząca burza nie może oszczędzić żadnych zawodów ani cierpień, że prawda dziejowa, ta bezlitosna, straszna rzeczywistość, nożem musi zeskrobać kłamstwa i iluzje, które wskutek działania obcych, niesumiennych i lekkomyślnych wpływów na tej duszy wyrosły. A jeśli dla człowieka uspołecznionego a już zwłaszcza dla publicysty sama myśl o tych ewentualnych cierpieniach była bolesną, jakże strasznym musiał być niepokój o to, czy społeczeństwo tę operację wytrzyma, czy nie wyzionie ducha pod nożem i jakżeż straszna musiała być świadomość, że nic tu pomódz nie można. Znane są opowiadania o lekarzach, którzy wyrzekli się swego zawodu spostrzegłszy, iż nie mogą nic poradzić tam, gdzie właśnie najwięcej pomocy potrzeba. Tutaj męki niewypowiedziane czekały nie jednego człowieka ale miljony ludzi. Jedynem lekar-
Strona:Jerzy Bandrowski - W płomieniach.djvu/32
Ta strona została przepisana.