werami lub bombami podkradać się będą ku tobie, dziewczęta obleją cię wrzątkiem, dach ci zapalą nad głową lub szpilkami wykłują oczy, starcy bezsilni czołgać się będą ku tobie śpiącemu, drżącemi rękami szukając twego serca lub gardła, psy nawet będziesz miał przeciwko sobie. Każdy kamień, każdy głaz będzie twym śmiertelnym wrogiem, za każdem drzewem śmierć tam na ciebie czyha. Jeśli wpadniesz w ręce nieprzyjaciela, zginiesz śmiercią przeokropną, bo cierpiący na tobie będą chcieli pomścić śmierć swych najbliższych i na tobie dać przykład, co czeka najeźdźcę. Nie na wojnę idziesz, ale na krwawe polowanie, gdzie, zmieniony w dzikiego zwierza, za dzikiemi zwierzętami uganiać będziesz, a gonitwa to będzie bez mimiłosierdzia i odpoczynku na śmierć i życie. Nie znajdziesz kąta cichego ani chwili spokojnej i nawet źródła będziesz miał zatrute. A przedewszystkiem bierzesz na sumienie grzech straszny, bo idziesz mordować słabych, niosąc im niewolę.
To należałoby powiedzieć naszemu żołnierzowi, tym młodym tak cieszącym się na wojnę chorążym, ich dumnie uśmiechającym się rodzicom. Szedł ten polski żołnierz na śmierć, a mnie, jego bratu, nie wolno było prawdy mu powiedzieć. I nie wolno mi było powiedzieć, iż on idzie pomagać nakładać haniebne jarzmo niewoli na wolnych.
Historja a przedewszystkiem my sami wyrzucaliśmy sobie gorzko San Domingo, choć tam szło o dzikich, czarnych ludzi. Ale wówczas, tak świeżo po ogłoszeniu „Praw człowieka“ rozumiano już u nas, czego długo jeszcze nie mogła zrozumieć wolna Ameryka. Jakże zmieniły się stosunki!
Co za pohańbienie!
A Austrja z miejsca wystąpiła z całym aparatem kłamstw i cynicznych przechwałek. Dzień w dzień donoszono o zajęciu Białogrodu, o różnych bohaterskich czynach strażników skarbowych i strzelców pogranicznych, o tem, jakto jakiś oficer serbski szpicrutą „skarcił“ serbskiego następcę tronu za niewłaściwe zachowanie się wobec jego narzeczonej, jak wojska serbskie tysiącami uciekają za granicę Bułgarji, jakto „wojska nasze szczególnie upodobadały sobie walkę na białą broń“, jakto „pierwszy strzał w stronę nieprzyjaciela skierował Chorwat“, jak to znów mężni Chorwaci wykłuli gdzieś w szańcu żołnierzy serbskich, rozjuszeni tem, że „ci mordercy ośmielili się wywiesić trikolorę słowiańską“. Tak szatan, wcisnąwszy Kainowi maczugę w dłoń, chełpił się potem jego bratobójczym ciosem.
Strona:Jerzy Bandrowski - W płomieniach.djvu/38
Ta strona została przepisana.