Ta wojna oznaczała dla nas jedną wielką tragedję. Usposobieni wrogo dla świata niemieckiego, z racji naszej częściowej przynależności do państw niemieckich, skazani byliśmy na walczenie po ich stronie. Był to tragiczny zbieg okoliczności, niemniej jednak społeczeństwo polskie w Galicji, choć może niechętnie, spełniłoby niezawodnie swój obowiązek, do czego je zmuszała choćby tylko konieczność sama poprawnej konduity. W tym składzie okoliczności na sojusz z Niemcami, oczywiście dla Austrji niezbędny, moglibyśmy patrzyć co najwyżej w ponurem milczeniu jako na zło konieczne, ufając w łaskę bożą i nieuniknioną sprawiedliwość dziejów. Kiedy jednakże wojska pruskie przekroczyły granicę Królestwa Polskiego i zajęły Częstochowę i Kalisz, grzmot oklasków zerwał się w prasie austrjackiej, nie wyłączając drukowanych w polskim języku pism żydowsko-rządowych. I czuło się, że to nie jest tylko owacja dla sojusznika, ale wybuch szczerego zapału, podziwu i uwielbienia. Mówiono wtenczas ogromnie wiele o swobodach, jakie Austrja i Niemcy rzekomo niosą i obiecują Polsce, mówiono, iż wojska pruskie zachowują się w Królestwie Polskiem nadzwyczajnie poprawnie, że mieniu i ludności polskiej nie zagraża z ich strony najmniejsze niebezpieczeństwo, niemniej nie umiem wypowiedzieć, jak strasznym smutkiem przejmowała mnie myśl, iż równe pola Mazowsza depcą już kwadratowe, niezgrabne buty pruskich żołnierzy. Widziałem tę równię i pola złote i żółte łany łubinu i piaseczki moje kochane i wrzosowiska i wiatraki na wzgórzach i lasy sosnowe i aż mi się mdło robiło, kiedym sobie wyobraził ciągnące przez te ziemie szerokiemi białemi gościńcami zbite kolumny niemieckiego żołdactwa. Oczywiście powiedzieć tego nie wolno było, zato prasa rządowa szalała w ataku prusofilskiego delirjum. Gdyby choć tego oszczędzono!
Nie! Nie oszczędzono niczego. A rzecz była niebezpieczna, ponieważ dość dobroduszne i łatwowierne, jak to już tyle razy zaznaczałem, politycznie niewyrobione jeszcze społeczeństwo polskie w Galicji przyzwyczaiło się wierzyć prasie, słuchało jej chętnie i ulegało jej. Dlatego też, jeśli czytając te prusofilskie peany, nie rozpłomieniało się zachwytem i szczególniejszą jakąś radością, to zwolna zaczynało się godzić z myślą o usadowieniu się Niemców w Królestwie Polskiem, przyjmując to jako złe konieczne i nieuknione, ale może nie najgorsze.
A Belgja! Któż z nas nie wiedział, że podczas ostatniej rewolucji, którą Belgowie zdobyli swą niezależność polityczną, i nasi emigranci z bronią w ręku bili się dzielnie za wolność maleńkiego na-
Strona:Jerzy Bandrowski - W płomieniach.djvu/43
Ta strona została przepisana.