— W uzupełnieniu doniesienia o potyczce koło Nowosielicy z 6-go sierpnia należy sprostować, iż wachmistrz żandarmerji, który zainicjował śmiały napad na wzgórze Mogiłę, nazywa się Eugenjusz Gadza. (Więc nie Gaja!) Jak pierwsze (dane w tej wojnie) w tej stronie granicy strzały pochodziły z rąk wysłanych na obronę granicy austrjackich żandarmów, tak też i w innych małych utarczkach brali w wybitny sposób udział w odparciu wroga członkowie tego wyborowego korpusu. Już przed wybuchem wojny (słuchajcie, słuchajcie!) jeden z konnych żandarmów miał sposobność szczególniejszego odznaczenia się. Patrolując na drodze z Popowiec przez Dudyn w kierunku północnym, zauważył plutonowy Jan Baranek z sierpnia między 9 a 10 przed południem czterech rosyjskich jezdnych, którzy przekroczyli granicę i jechali ku miejscowości Szpaki ad Popowce. Baranek galopem popędził za nimi i dogonił nieprzyjaciół koło Szpaków, 600 kroków od granicy. Rosjanie zawrócili i zaatakowali żandarma. Baranek z zimną krwią pozwolił im zbliżyć się na 60 kroków, poczem śpiesznie — dał 10 strzałów rewolwerowych, po strzałach tych dowódca nieprzyjacielskiego patrolu przewrócił się z koniem, lecz szybko powstał i dosiadł napowrót konia i wraz z trzema innymi uciekł, zgubiwszy czapkę i cztery rosyjskie mapy. (Nie, to coś znakomitego! To wyborne! Brawo, Baranek!)
Wreszcie należy zaznaczyć, iż porucznik Manowarda, który odznaczył się 5. sierpnia podczas śmiałej obrony Podwołoczysk, przybywał wówczas właśnie z powrotem z pogrzebu jednego z najbliższych członków rodziny i mimo głębokiego wzruszenia udał się na pole bitwy, gdzie odwagą i zimną krwią doprowadził do pomyślnego wyniku. (Niezłomny Mohort austrjacki!)
Jeszcze większej sztuki dokonał posterunek koło Adamówki. Urzędowy komunikat tak to opisywał:
Zaatakowany posterunek graniczny nietylko odparł nieprzyjaciela, ale zabrał mu nadto 9 koni, których natychmiast umiejący jeździć użyli do wykonywania niespodziewanego ataku. To spowodowało kozaków, którzy i tak już od ognia silnie ucierpieli, do szybszego opuszczenia placu boju i pozostawienia 90 ludzi zabitych i rannych. Nasi w dziwny sposób nie stracili ani jednego żołnierza.
Takie to były homeryczne boje, staczane na granicy z armjami rosyjskiemi przez strażników granicznych i żandarmów. Wynikało z tego, że 87 strażników skarbowych przez dwa tygodnie powstrzymywało armję jenerała Iwanowa lub Ruzskiego. Pamiętam też taką historję:
Strona:Jerzy Bandrowski - W płomieniach.djvu/66
Ta strona została przepisana.