tylko opowiadająca, iż wojska rosyjskie idą w strasznej sile, że pędzą przed sobą wojska austrjackie. Ale nawet mówić o tem nie wolno było.
Mimo to — myśmy wiedzieli. I wiedzieliśmy, co myśleć o tych komunikatach austrjackich i jak zgubną i bezwstydną jest agitacja, prowadzona wśród społeczeństwa polskiego przez władze austrjackie. W owych to strasznych czasach, kiedy już pisać nie wolno było, kiedy wszędzie wietrzono zdradę i szpiegostwo, kiedy zbałamucona ludność była do najwyższego stopnia podjudzona, nastąpiło zjednoczenie wszystkich stronnictw narodowych i uchwalenie formowania legjonów. Debata była już niemożliwa.
Nie pamiętam już którego dnia austrjacki sztab jeneralny ogłosił komunikat, w którym twierdził, iż do 24-ech godzin ani jedna noga kawalerzysty rosyjskiego nie pozostanie na terenie galicyjskim. Jenerał Brudermann obiecał do 4-ech godzin najazd rosyjskiej konnicy zlikwidować.
Wśród żydów lwowskich wybuchł łatwo zrozumiały entuzjazm.
— Der geniale Brudermann! Der geniale Heerfuehrer! — wykrzykiwali po kawiarniach.
Wczesnym rankiem na drugi dzień byłem przypadkowo na Wysokim Zamku, który Lwowianom służył wówczas za obserwatorjum wojenne. W pewnem miejscu ujrzałem na horyzoncie walący w niebo słup dymu.
— Co to może być? — spytałem zdziwiony stojącego obok mnie oficera.
— Kozacy podpalili stację kolejową w Kulikowie! — odpowiadał.
Otóż to był austrjacki sztab, jego komunikaty i „der geniale Heerfuehrer, Brudermann!“ Zapowiedział, że do 24-ech godzin na ziemiach Galicji nie będzie ani jednego kawalerzysty rosyjskiego, a na drugi dzień kozacy pod Lwowem podpalali stacje kolejowe!
Aż do 28-go sierpnia nie działo się właściwie nic. Przeróżne wieści nadchodziły z różnych stron. Były one przeważnie alarmujące a były też i bardzo ciekawe. Przypominam sobie list jednego z dziennikarzy krakowskich, który w charakterze korespondenta wojennego znajdował się przy strzelcach. Dziennikarz ten w gwałtowny sposób protestował przeciw temu, co widział, oskarżając komendę strzelecką o niedbalstwo, nieuczciwość, ignorancję itp. Otrzymaliśmy też ze wschodniej Galicji list z podpisami kilkudziesięciu obywateli, błagając o pomoc przeciw znęcającym się nad ludnością Węgrom. Rabowali oni, wpadali do domów, domagając się pieniędzy, pała-
Strona:Jerzy Bandrowski - W płomieniach.djvu/68
Ta strona została przepisana.