zniesienia najokropniejszych nawet ciosów. Ci zaś, którzy najwięcej ucierpieli i których serca najboleśniej krwawią, wyrzekłszy się swego egoistycznego przywileju bólu, powinni, zapomniawszy o sobie, szukać szczęśliwych, ich szczęściem łagodzić swoje cierpienia i z ich radości czerpać pociechę i nowe siły, aby w ten sposób społeczeństwo stawszy się bardziej dziarskiem, uzyskało pogodę i optymizm, żagiel i ster życia w każdej chwili. Nie wolno czuć się nieszczęśliwym, nie wolno zawodzić nad własnem cierpieniem w dzisiejszych czasach, jak nie wolno na łodzi miotanej burzą płoszyć krzykami i jękami wioślarzy, walczących z żywiołem. Trzeba mieć mocne serce.
Ale gdzież w tych czasach, o jakich piszę, trzeba było szukać tych szczęśliwych, wśród których ogrzaćby się można i pocieszyć? Gdzież te salamandry, szczęśliwe dopiero w atmosferze ognia, w płomieniach?
Są, zaiste, takie ogniowe dusze, które dopiero żarem oddychając, czują się w swoim żywiole. Ale nie trzeba było aż tak daleko i wysoko sięgać, aby w tych czasach znaleźć szczęśliwych. Byli oni dokoła nas prawie na każdym kroku, ludzie codzienni, prości, bynajmniej nie zagadkowi.
Swego czasu jeszcze stary Jokai, zapytany, czemby chciał być, gdyby się drugi raz narodził, odpowiedział, iż najszczęśliwszym czułby się jako młody porucznik huzarski z całą jego psychologją. Nie trzeba sądzić, że prawo do szczęścia mają wyłącznie huzarzy, aczkolwiek istotnie mundury ich są znacznie gęściej złotem naszywane szamerowane niż mundury innych rodzajów broni. I nietylko w charakterze oficera od jazdy, koniecznie na koniu, można się dostać w krainę szczęśliwości, mimo iż przyznaję, że czerwone spodnie, ostrogi i piękny koń to już nie małe zadatki szczęścia. Kiedy jednak Europa stanęła pod bronią, szczęśliwym czuł się każdy młody oficer, każdy młody żołnierz, jeśli tylko prawdziwie żołnierskie serce biło w jego piersi, albowiem wszyscy oni przeczuwali, iż te wielkie wojny każdemu rodzajowi broni dadzą szerokie pole do popisu. Wojna jest żywiołem żołnierza, jest mu niezbędnie potrzebna do życia — do szczęścia.
O nas kiedyś mówiono w Europie, że kochamy wojnę dla wojny. Może nie da się tego powiedzieć o całym narodzie polskim, który był zwykle najmniej wojowniczy, kiedy powinien być nim najwięcej. Ale żołnierze polscy kochali wojnę, jak artyści kochają swą sztukę. Jest to istotnie sztuka, zaś żołnierze nasi byli w niej pierwszorzędnymi artystami. Wiadomo, że sztuka daje szczęście. Cóż te-
Strona:Jerzy Bandrowski - W płomieniach.djvu/70
Ta strona została przepisana.