Strona:Jerzy Bandrowski - W płomieniach.djvu/77

Ta strona została przepisana.

nej, słuchając żałosnego świstu lokomotyw i nieustannego, niespokojnego ujadania psów daleko w całej okolicy...

A psy wyły i szczekały, niespokojne i zatrwożone, mimo iż noce były tak ciche, tak aksamitne. I tak dobrotliwie mrugały ku nam srebrnemi oczami.


PANIKA.

Pewnego dnia (we czwartek 28 sierpnia) popołudniu postanowiliśmy z ojcem udać się na boisko konnego Sokoła-Macierzy, aby się tam przyglądnąć ćwiczeniom formującej się Legji Wschodniej. Pojechaliśmy tedy na Łyczaków tramwajem.
Tramwaj był przepełniony. Staliśmy na platformie, przyglądając się aeroplanowi, który wśród przepięknego, błękitnego nieba szybował w południowo-wschodnim kierunku. Dzień był bardzo pogodny, słoneczny, wesoły. Po drodze spotkaliśmy wiele wozów z rannymi był to pierwszy, większy transport, jaki widziałem. Widzieliśmy też wozy chłopskie i żydowskie, głównie żydowskie, pełne pierzyn, gratów, dzieci i kobiet. Wśród jasnego dnia, na ruchliwych ulicach miasta nie robiło to ani zatrważającego ani wielkiego wrażenia. Wojna trwała już od paru tygodni, było tedy rzeczą zupełnie naturalną, iż z zagrożonych bitwami powiatów ludność uciekała.
Kiedyśmy się z ojcem znaleźli na boisku Sokoła-Macierzy, zapomnieliśmy natychmiast o wozach i rannych. Boisko to szerokie, pięknie wśród wzgórz położone, może pomieścić bez trudu do ośmiu tysięcy ludzi; z jednej strony prowadzi nad niem gościniec, poza którym widać nierówny rząd podmiejskich kamienic.
Ma boisku stało około trzech tysięcy ludzi, w jednej trzeciej tylko uzbrojonych, w dwuch trzecich rozmaicie umundurowanych, przeważnie młodzieży i to nawet bardzo zielonej. Młodzież wykonywała przeróżne ewolucje pod komendą jakiegoś przeniesionego z linji do legji austrjackiego kapitaną polskiej narodowości. Łatwo sobie wyobrazić, że mustrze tej przyglądaliśmy się z wielkiem zainteresowaniem, zauważyliśmy jednak ze smutkiem, iż wszystko dzieje się według bezdusznego, nudnego austrjackiego szablonu.
Pamiętam, w czasie jakiejś przerwy legjoniści śpiewali którąś ze starych polskich piosenek wojskowych. Wówczas na drodze, wiodą-