Żegnali kolegę, który szedł na wojnę a teraz siedział za stołem w mundurze landwerzysty, nadęty i groźny.
Jeden z konduktorów powstał i wygłosił krótką mowę pożegnalną, w której życzył koledze szczęścia i zdrowia. Rycerz w mundurze landwerzysty wstał również i napuszonymi słowy powiedział mniej więcej co następuje:
— Kochani koledzy! Musiałem przypasać miecz do boku, aby skarcić nieprzyjaciół naszej drogiej Austrji. Ale wojować będę krótko i wnet pojawię się wśród was. Zwycięstwo nasze jest pewne, w krótkim czasie wróg, krwawiąc, będzie się musiał upokorzyć. Dowie się Rosja, co znaczy silne ramię dzielnego Austrjaka. („Der starke Arm eines wackeren Oesterreichers!“) Nie włożę miecza do pochwy, póki się wróg nie upokorzy. Hoch Oesterreich!
To nie był Polak, oficer od ułanów, lecz pospolity landwerzysta, Wiedeńczyk, konduktor kolejowy z zawodu. A mówił — jak Wilhelm II.
Skłonność do fanfaronady, „kawałów wyborczych“, scen teatralnych i innych tego rodzaju popisów była w armji austrjackiej powszechna. To nie były odruchy, ale histeryczne, niemęskie porywy, objaw braku zrównoważenia moralnego i wpływu dziennikarstwa żydowskiego. Armja zachowywała się we Lwowie tak, że krępowała wszelki ruch miejski. Nie jestem pewny, zdaje mi się jednak, że właśnie austrofilski dziennik lwowski „Gazeta Wieczorna“ stwierdziła po wkroczeniu wojsk rosyjskich do Lwowa, iż zachowują się one znacznie spokojniej od austrjackich i nie wywołują takiego zamieszania. Pierwszy lepszy kapral od „train’u“ ustawiał swe podwody na głównej ulicy na szynach tramwajowych, tak, że wszelki ruch zamierał.
Ale nie dosyć na tem.
Jednego dnia w pewnym handelku zauważyłem tyrolskiego oficera, który chciał kupić jakieś konserwy. Kupiec porachował mu za puszkę konserw 15 kor. Inna rzecz, że pewne konserwy są dość drogie, inna rzecz, że ten handelek z taniości nie słynął, jeszcze co innego, że kupiec w tych dniach po marodersku wyśrubowywał ceny swoich towarów, co zresztą można powiedzieć o całem lwowskiem kupiectwie, którego zachowanie się podczas wojny było poniżej wszelkiej krytyki — ale Tyrolczyk, wpadłszy w pasję, wydarł z pochwy swą krótką szablę i grożąc nią kupcowi, z krzykiem domagał się zniżenia ceny. Prawda, że w sklepie lwowskim można ze skóry wyskoczyć, jednakże oficer nie powinien był się zachowywać we Lwowie „wie im Feindeslande“. Ostacznie — szablą się cen nie reguluje.
Strona:Jerzy Bandrowski - W płomieniach.djvu/94
Ta strona została skorygowana.