Strona:Jerzy Bandrowski - W płomieniach.djvu/97

Ta strona została przepisana.

ku, cieszyły się we Lwowie zawsze wielką popularnością. Dla charakterystyki przytaczam tu pieśń pożegnalną, jaką „trzydziestka“ za nią całe miasto śpiewało w owych czasach:

W dzień deszczowy i ponury
Z Cytadelnej ido góry
Szeregami „lwowskie dzieci“,
Ido tułać si po świeci
Na granicy Czarnogórza
Czeka ich mitręga duża.
Może nawet tam czeka na nich wróg,
A więc prowadź, prowadź Bóg.

Ausrukunek jak si patrzy,[1]
Choć tu z żalu matka płaczy
Z bólu ściska siwą głowę,
Korpskomendant ma przemowę,
Bądźcie wierni wy żołnierzy,
Brońcie kraju jak należy,
Austrjacki hymn już muzyka gra,
A więc żegnaj, żegnaj matko ma!

Żegnaj luba, żegnaj bracie,
Wiem, że żałość w sercu macie,
Władze płakać wam nie bronią,
Po kościołach dzwony dzwonią,
Z dala widać już, niestety,
Wieży kościoła Elżbiety,
Już przybliża się ten odjazdu czas,
Chodź, uściskaj luba nas.

Czemu płaczesz ukochana?
Być żołnierzem rzecz cacana,
Mundur z igły, guzik błyszczy,
Pół cetnara ma w tornistrzy,[2]
Patrz na tego manlichera,
Każdy żołnierz nie umiera,
Wtedy luba płacz, wtedy luba cierp,
Gdy mnie zgładzi jaki Serp.

Wy, koledzy, dajcie ręcy,
Może was nie ujrzę więcy,
Może wrócę ciężko ranny
Lub dostanę krzyż drzewianny,
Może ma mogiła stanie
Gdzieś w wąwozach na Bałkanie,

  1. Lwowianin wymawia „paczy“.
  2. Oczywiście „w torniszczy“.