ta, prosa, pola grochu, fasoli, bobu, kukurydzy, lnu, bawełny. Dalej ciągną się grzędy z melonami, arbuzami, ogórkami, słodkiemi ziemniakami, czyli patatami, kapustą i inną jarzyną. Wśród pól widać rozrzucone budki, a także kryte dachem platformy na wysokich rusztowaniach. To budki strażnicze dla ludzi, którzy w czasie dojrzewania zbóż, jarzyn i owoców strzegą przyszłych zbiorów przed złodziejami. Gdzie indziej znów widać jakby małe obmurowane ogródki, w których jednak rosną tylko smętne, czarne świerki, okalające małe budynki. Są to świątyńki, zbudowane na cmentarzach poszczególnych rodzin. Mianowicie w tym kraju ludzie tak kochają rolę, że jeśli tylko na to ich stać, zakładają — każda rodzina sobie — własne, niewielkie cmentarze wśród pól.
Te pola ciągną się daleko, aż do podnóża pagórkowatego wysokich gór, które oto wynurzają się wyniosłe i zielone z mgieł rannych, już od słońca opalizujących i rzednących. Podnóże gór porosłe jest gęstym lasem świerkowym, zaś na nagich, lecz zielonych zboczach pasą się ciepłą porą stada.
Słońce wzeszło, rozprószyło mgły i cała kraina rozjaśniła się uroczym, wielobarwnym
Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/10
Ta strona została przepisana.