myślał, oświadczyła, że córki w tej chwili niema w domu, lecz że zaraz przyjdzie, bo już po nią posłała. Następnie sama, wymówiwszy się sprawami gospodarczemi, wyszła.
Zapadał wczesny jesienny wieczór, pełen jeszcze życia, światła i ruchu, ale już widocznie zmęczony. Jeszcze silnie i brzmiąco rozlegał się gwar głosów bydła, pędzonego przez wrzeszczących głośno pastuchów, ale łuna zachodzącego słońca gorzała już tak czerwono, jak w mroźne wieczory zimowe, a w glinianych lepiankach zaczynało dokuczać kąśliwe zimno.
Fu Wang siedział cierpliwie w izbie obszernej, pełnej zmieszanych zapachów towarów i produktów rolnych, których było wszędzie tyle, iż śmiało mogło wystarczyć na całoroczne utrzymanie całej rodziny. I pomyślał też, iż do takich oto dostatków doszła wdowa po zwykłym nauczycielu wiejskim, podczas gdy on, Doktor Literatury...
Nie przyszło mu jednak na myśl, bo Fu Wang o takich rzeczach nigdy nie myślał, iż wdowa po nauczycielu doszła do tych dostatków dzięki własnej pracy zarobkowej, której za życia męża, „uczonego“, nie wolno jej się było oddawać.
Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/122
Ta strona została przepisana.