— Dobrze, ale tylko wtedy, jeśli mnie wraz z dziećmi przy świadkach zapewnisz utrzymanie — odpowiedziała.
Tego już Fu Wangowi było za dużo.
A ponieważ nie wiedział, co odpowiedzieć, chwycił się ostatniego argumentu, to jest bicia.
W domu argument ten zwykle wystarczał i nie powodował nawet nigdy jakichś żalów. Ale tu rzeczy miały się poniekąd inaczej. Przedewszystkiem tu była matka Zbytecznej, nawet w Chinach ostatnia ucieczka pokrzywdzonej córki, prócz tego zaś szło też o stratę niemałego zarobku, więc Zbyteczna narobiła krzyku strasznego.
Nie byłoby jej to wiele pomogło, bo Chińczyk ma prawo bić swą żonę i nawet teściowa we własnym domu przeszkodzić mu w tem nie może. Znalazł się jednak ktoś, kto przeszkodził, choć nawet żadnych praw do tego nie miał.
Oczywiście — biała kobieta!
Właśnie w chwili, gdy filozof, rozdrażniony pastwieniem się nad małą, bezbronną kobietką, zaczął walić z całej siły, rozległ się głos kobiecy, lecz rozkazujący jak komenda — głos „białej kobiety“.
Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/129
Ta strona została przepisana.