Jak to już powiedzieliśmy, pana młodego nie było w domu, skutkiem czego ucztę weselną odłożono do jego powrotu. Uwiadomiono o tem w porę gości z najbliższych stron, tych jednak, którzy przyjechali z dalszych okolic, trzeba było podejmować. Oni to „wypożyczyli“ sobie przeznaczony na ucztę weselną zapas wina i teraz pili, hałasując i dokazując w całym domu. Gdy przyszło do uczty, trzeba było wino drugi raz kupować. Przy tej sposobności matka-świekra pierwszy raz zbiła Tłuściutką, twierdząc, że to wszystko jej wina, ponieważ gdyby jej nie było, nie byłoby też tych wszystkich nieprzyjemności. Tak poważnie jednak brała rzeczy tylko matka-świekra, naogół bowiem uważano, że wesele udało się doskonale i że nie brakło mu urozmaicenia. Chińczycy tak się właśnie lubią bawić — w tłoku, zaduchu, w ścisku, gwarze, przy akompanjamencie wciąż wybuchających zwad i wrzasków rozgrymaszonych dzieci, opychających się ciastkami i plackami.
Nareszcie zjedzono wszystko, co było, goście rozjechali się, i teraz dopiero rozpoczęło się dla Tłuściutkiej piekło na ziemi.
Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/137
Ta strona została przepisana.