mi i kotami, jak długo chciała, przez nikogo niewołana, bo dbano o nią w sam raz tyle, co o tę garsteczkę chróstu, którą byłaby przyniosła. Gdy trochę podrosła, wysyłano ją po chróst dalej za wieś i tu dopiero poznała świat. Zobaczyła wielką rzekę Lin, i prom, i łodzie rybackie na rzece, mnóstwo różnych nieznanych a ciekawych rzeczy, porobiła znajomości, zaprzyjaźniła się nawet z kilku dziewczynkami...
Krótko trwała ta swoboda, to życie na wolności i świeżem powietrzu. Gdy skończyła dziesięć lat, musiała wrócić do dusznego domu. Była przecie narzeczoną, więc nie wolno jej już było chodzić samej i wogóle musiała stale przesiadywać w domu. Życie schodziło jej teraz na szyciu i różnych pracach domowych.
Tylko przed żniwami, gdy w polu dojrzewały zbiory, było trochę wolności podczas pilnowania plonów przed złodziejami. W niepogodę, w słotę było to zajęcie nieraz bardzo przykre, zwłaszcza że poletka chińskie są wprost fantastycznie porozrzucane, więc nieraz dobrze trzeba się było nałazić w ciemną noc. Ale w noce jasne, księżycowe, to była prawdziwa przyjemność.
Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/158
Ta strona została przepisana.