tygodni poseł powrócić nie mógł, zwłaszcza że, mało podróżując, nie mógł się wyrzec różnych przyjemności i rozrywek, jakie nastręczała podróż.
Jednakże z niewielkiem stosunkowo opóźnieniem dotarł szczęśliwie do świętego źródła, złożył tam ofiarę bogom oraz pewną kwotę, poczem za swą tabliczkę z wypisaną na niej datą wyjazdu otrzymał nową, z odpowiednim wersetem świętym.
Dziwna rzecz! Poseł nie był zbyt religijny, i jak zwykle Chińczycy największe znaczenie przypisywał stronie formalnej obrzędu, a jednak, gdy stojąc w cieniu cicho szemrzących starych akacyj, teraz właśnie kwieciem przewonnem obsypanych, patrzył na żelazne tabliczki, kąpiące się w cicho szemrzącem źródełku, taki go ogarnął błogi spokój i taka wiara, że odebrał tabliczkę z rąk mruczącego modlitwy mnicha z głębokiem przekonaniem, iż ona zdolna jest sprowadzić na kraj nietylko deszcz, ale nawet potop w razie potrzeby.
Czem prędzej tedy wracał do domu, ze starannie ukrytą w zanadrzu tabliczką, starając się nadrobić czas stracony.
Ale tu stała się rzecz niespodziewana.
Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/175
Ta strona została przepisana.