wsi, to Chiny prawdziwe, odwieczne, niezniszczalne, nieśmiertelne, Chiny niezmordowanej pracy wśród ciszy pól zielonych.
W niezmierzonej dali pozostały koleje żelazne, o których tu mało kto słyszał, nie mówiąc o tem, że w istnienie innych wynalazków nowoczesnej techniki niktby nawet nie uwierzył. Niema tu też telegrafu, gazet; rozporządzenia władz dochodzą do wiadomości ludności pocztą pantoflową. Tu wciąż jeszcze żyją stare, rolnicze Chiny wielkiego Konfucjusza.
A tymczasem o kilka prowincyj dalej, na północy czy na południu toczą się srogie boje, aeroplany rzucają bomby na bezbronne miasta, przeciągają olbrzymie armje pod wodzą wielkich i sławnych jenerałów, głoszących hasła powszechnej szczęśliwości wszystkich ludów ogromnej Republiki.
Zdawałoby się, że to z chaosu rodzą się nowe Chiny.
Ba! Czy tylko skonały stare?...
Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/18
Ta strona została przepisana.