Niepozbawiony pewnej próżności, drobne to zdarzenie uważał za uznanie dla swej działalności. Napawało go to słusznem uczuciem dumy, równocześnie zaś, jak w każdym człowieku, pracującym dla idei i na uznanie nie liczącym, wzbudziło głęboką, szczerą, gorącą wdzięczność.
Ożywiony temi szlachetnemi uczuciami, czcigodny O, Beach chodził po wsi, myśląc tylko o tem, w jakiby sposób tę swą wdzięczność okazać. Całem sercem pragnął stworzyć tu, zbudować coś, coby na pamiątkę jego wdzięczności trwale niosło mieszkańcom wioski pomoc, stanowiło dla nich niewyczerpane źródło czegoś dobrego.
Myślał nad tem O. Beach niejeden raz i niejedną godzinę, ale nic odpowiedniego wymyślić nie mógł. Doskonale znał potrzeby wioski, zbyt dobrze jednak znał też sposób myślenia jej mieszkańców, aby nie wiedzieć, że najmniejsza zmiana musi napotkać na stanowczy opór i niespodziewane a niemożliwe do przezwyciężenia przeszkody.
Nareszcie wpadł na pomysł, który, jak przypuszczał, nie powinien był natrafić na opór.
We wsi, względnie dużej, było kilka studzien zaledwie, z tych jedna wpobliżu domu
Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/180
Ta strona została przepisana.