by się na bohaterstwo i zbytek pozostawienia w spokoju drzew, które ścięte, na długi czas mogły dostarczyć cennego a rzadkiego na wsi chińskiej opału. Imponowało to ludziom, a zarazem cieszyło ich, bo wstąpiwszy w jakiejś sprawie w skwarny dzień letni do Liu z Podbitem Okiem, dowoli mogli rozkoszować się chłodem jego podwórza i prawie nieznanym cieniem drzew. Dodać też należy, iż dzięki tym właśnie drzewom w domu gospodarza w czasie upałów było chłodno, podczas gdy inni mieszkańcy wioski dusili się w rozpalonych nielitościwemi promieniami słońca, nieprzewiewnych domach z glinianej cegły lub w glinianych lepiankach.
Liu z Podbitem Okiem byłby może olchy wyciął, bo tak szczególnie znów w nich się nie kochał; na poezję drzew, ich piękno majestatyczne, na cudny śpiew ich liści i ćwierkanie gnieżdżących się w koronach ptaków czuły nie był. Ani na myśl nawet nie przyszło mu nigdy protestować, gdy widział chłopców swoich, wybierających z gniazd jaja lub pisklęta. Uważał to za rzecz zupełnie naturalną. Jednakże dziwnym jakimś zbiegiem okoliczności tak jego ojciec jak i dziadek, którego pamiętał, bardzo te drzewa szanował
Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/21
Ta strona została przepisana.