ogromnie wiele zależało; następnie odświeżał sobie znajomość całego materiału, rozbijając się równocześnie po wsi za pieniędzmi, jako że bez tego mowy nawet o egzaminie być nie mogło.
A teraz wędrówka do powiatowego miasteczka, z piórnikiem i węzełkiem, zawierającym niezbędne książki i żywność na dwa tygodnie. Wędrówka, zdawałoby się, uciążliwa, ale jakże miła dla studenta, który właściwie nigdy nie opuszczał wioski rodzinnej! Nie pozwalało mu na to ciągłe studjum, nie zachęcała go do tego żadna potrzeba. Aż tu nagle nowe drogi, nowe ścieżki, rozkwitające na miedzach krzaki dzikich róż, nieznane wioski, sady, pola. I co najdziwniejsze! Choć w wiosce rodzinnej nie było źle, to jednak zdawało się, jakgdyby wszystkim ludziom, mieszkającym poza wioską, było lepiej i weselej. Więc teraz po drodze do jamenu nocleg w jakiejś wiosce, wymiana grzeczności z gospodarzem, wieczerza jedzona z wilczym apetytem po całym dniu pieszej wędrówki i dysputa literacka z kolegą z nieznanych stron, przypadkowo na noclegu spotkanym.
Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/48
Ta strona została przepisana.