Tak z każdym dniem egzaminu ubywa połowa kandydatów.
Twarde to są boje, bo ilość kandydatów, którzy mogą zdać egzamin, jest zgóry ograniczona. Żeby wszyscy byli genjuszami, nie może stopnia otrzymać ani jeden więcej ponad ustanowioną liczbę. Kontrola jest wzmożona, od świtu do późnego popołudnia trzeba siedzieć w gmachu egzaminacyjnym na wyznaczonem sobie miejscu, określonem specjalnym charakterem. Fu Wang pamięta, że siedział tak raz z piętnastu kolegami ciasno stłoczonymi dokoła stołu, który miał nazwę „Niebo“, a każdy siedzący przy tym stole miał swój numer. Wołano też: — Niebo numer trzeci! Niebo numer piąty! — i tak dalej.
Ha! Obiadki przysyłane przez urząd powiatowy! Skromne były, ale zgłodniałym studentom smakowały nadzwyczajnie. Przynoszono miseczki z gotowanym makaronem, ryżem, jakąś jarzynką, wreszcie herbatę. Wszystko to było bardzo skromne, ale smaczne, a wzruszające przez to, iż ten daleki od swej rodziny student, w pocie czoła walczący o stopień, czuł, iż ktoś o nim pamięta, ktoś go dobrotliwie wspomaga.
Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/58
Ta strona została przepisana.