jedwabnym chałacie siedział na pniu z głową żałośnie pochyloną nad arbuzem, niby nad pełną krwi misą z zielonego jaspisu.
Po jakimś czasie zaczął jeść.
Żona Fu Wanga miała na imię Zbyteczna.
Nazwał ją tak ojciec, który pragnął mieć syna, a zamiast niego urodziła mu się córka. Że jednak synów miał już dwóch, przeto choć urodziny córki niemile go dotknęły, nie zbił za nią matki, nawet nie skrzyczał, przeciwnie, darował jej tę winę, a córkę traktował życzliwie, w porównaniu z innymi ojcami rodzin serdecznie, do tego stopnia, że dał jej pewne wykształcenie, choć według określenia chińskiego, było to „wylewaniem wody na ziemię“.
Ale ojciec Zbytecznej był nauczycielem wiejskim i tak przywykł do uczenia dzieci, że nawet dziewczynce nie przepuścił. Dzięki temu Zbyteczna nauczyła się trochę czytać i pisać, a prócz tego liznęła nieco innych nauk. Co tej dziewczynce, a później biednej kobiecinie mogło przyjść z okruchów „Trójstopowych Klasyków“, odrobiny historji z przed