śmielało je nieznane nowe otoczenie i strach przed matką-świekrą. Wtedy rozpoczęła się dla Zbytecznej nauka, której matka jej poskąpiła, ale nie mogła skąpić synowym. Obie młode żony oczywiście nie umiały nic, nie miały najmniejszego wyobrażenia o gospodarstwie i zajęciach domowych. Matka-świekra zaprzęgła je natychmiast do roboty, one zaś, korzystając ze swego stanowiska, wciągnęły w wir prac domowych Zbyteczną, która musiała im pomagać. Z inteligencją, wyrobioną przez niezbędną do nauki umiejętność skupiania wszystkich swych myśli i z doskonałą pamięcią, przytem po kobiecemu zręczna, uczyła się tak szybko, że wkrótce stała się z niej wcale skrzętna gospodyńka. A wówczas jednego dnia ubrano ją w piękną suknię, zarzucono na twarz zasłonę, wsadzono do wyzłacanej, pięknie malowanej lektyki i poniesiono do domu przyszłego męża. Tam rozpoczęła się uczta, trwająca kilka dni. Zjedzono mnóstwo pszennych placków, dwa wielkie wieprze, trzy barany, sto tłustych kaczek, wypito morze wódki z prosa, piwa i wina, poczem goście rozjechali się, a Zbyteczna pozostała sama w obcym domu, w śród obcych.
Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/72
Ta strona została przepisana.