odwiedzała ją któraś synowa, pytając, czy czego nie potrzebuje, i oświadczając gotowość do wszelkich usług. Ale matka-świekra nie potrzebowała żadnych usług, ani niczyjej łaski. Prawda, synowie niezbyt hojnie obdzielili ją rolą, jednakże oddali jej znaczną część rzeczy po ojcu i nie dopominali się o podział kapitaliku, jaki zebrała za jego życia. A nie było to trudne, bo stary nauczyciel cieszył się we wsi wielkim szacunkiem i miłością byłych uczniów i nawet gdy, zestarzawszy się, przestał uczyć, wciąż jeszcze otrzymywał od nich liczne podarunki i upominki.
Zmuszona do myślenia o sobie wdowa energiczna, sprytna, inteligentna i znająca doskonale wieś, wynajęła sobie niewielki dom, w którym założyła sklepik. Rzecz prosta, że wszystkie wieśniaczki natychmiast stały się jej klientkami. W sklepiku jej zawsze było pełno, a choć dużo dawała na kredyt, mężowie nigdy o tem nie wiedzieli. Nie wiedzieli też, zapewne nie zwracając uwagi na takie drobiazgi, że tu w stadzie brak pulchniutkiej kaczuchny, tam dobrze niosącej się kury, ówdzie gąski, nie mówiąc o tak bezwartościowych rzeczach, jak melony, arbuzy,
Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/81
Ta strona została przepisana.