Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/113

Ta strona została przepisana.

drażliwy. Do tych słabych punktów należało przywdziewanie stroju polskiego. Przedewszystkiem żupan z niezliczonemi srebrnemi haftkami, potem cała moc spinek i kosztownych zapinek, wreszcie wyloty kontusza, kunsztowne wiązanie pasa — to wszystko sprawiało, że ten pyszny „Polus“, jak gawiedź krakowska nazywała panów w strojach narodowych, wpadał w pasję i klął, ile wlazło — o dziwo! po niemiecku. Cały dom oddychał, gdy zniecierpliwiony szlachcic, czerwony jak burak i srodze do Cześnika Raptusiewicza z „Zemsty“ podobny, wreszcie wyszedł na ulicę.
Dziadzio żył i obracał się w sferach mieszczańskich. Miał w Krakowie dom z dużym ogrodem. Posiadał pewien kapitał. Od czasu do czasu prowadził jakieś interesy, poza tem był człowiekiem skromnym, pana nie udawał, ambicyj większych nie miał. Nie był nawet radcą miejskim i wcale o ten kłopotliwy zaszczyt nie zabiegał. Zato należał do towarzystwa strzeleckiego, a że strzelał bardzo dobrze, więc był nawet raz królem kurkowym i ten zaszczyt bardzo sobie cenił.
O ile wiem, nie mógł się uskarżać na zbytnie przeciążenie pracą. Miewał może czasem dużo kłopotów, zwłaszcza z Groblą, poza tem jednak żył sobie spokojnie, nie rwąc się do interesów, czekając na nie cierpliwie, a załat-