gać za nogi albo za włosy. Nie było to łatwe, bo kurczowo obejmowałem „za szyję“ swego jedynie współczującego wówczas brata, nogę od fortepianu (mój brat był wtedy w powiciu).
I któż opisze smętek ubogiego „salonu“, w którym około północy było już zimno, minę Mamy samotnej i niespokojnej, ciszę, jaka zaległa w całym domu po grze, a wreszcie dreszcze rozespanego dziecka.
Kończę na tem dygresję i wracam do rzeczy.
Jak się później dowiedziałem, życie na posterunku celnym w Baranie nie było bynajmniej nudne. Dziadzio był człowiekiem towarzyskim i w pożyciu miłym. Naprzeciw austrjackiej komory celnej znajdowała się oczywiście rosyjska, której kierownikiem był również Polak, z pochodzenia szlachcic inflancki. To, co o nim tu powiem, opowiadał mi syn jego, rówieśnik Mamy i odpalony konkurent.
Otóż ojciec jego był w 31-ym roku w szkole podchorążych na niższych kursach. Nic mi o tem nie było wiadomo, że po wybuchu powstania listopadowego Moskale wywieźli z Warszawy młodsze roczniki podchorążych i zawieźli je do Petersburga, gdzie chłopców w dalszym ciągu wychowywano na rosyjskich
Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/134
Ta strona została przepisana.