Jedynem miastem, które matka maja kochała, był Kraków, bo zresztą miast nie lubiła. W Krakowie spędziła swą młodość, wychowała się, w Krakowie miała rodzinę i krewnych, zżyła się z nim, można powiedzieć, wrosła weń. Ja o tym Krakowie z lat sześćdziesiątych wiem bardzo niewiele; wiadomo mi tylko, że było to miasto, które nie zapomniało jeszcze czasów, kiedy to było Miastem Wolnem, jedynym zakątkiem niepodległym, pozostałym na wolności po rozbiorach Polski. Mieszkańcy Krakowa wciąż jeszcze mieli przed oczami dumny napis „Senatus Populusque Cracoviensis“ — wielkie państwo od Podgórza do Chrzanowa! Wiem także, że w owych czasach bardzo wielu jeszcze mieszczan nosiło czamary i konfederatki, a w dni uroczyste kto tylko mógł, przywdziewał strój narodowy i przypasywał do boku karabelę.
Zaznaczyć także trzeba, że ówczesny Kraków bynajmniej nie myślał ugodowo. Przeciwnie, wciąż w nim wrzało. Młodzież urządzała bezustanne demonstracje i wszelkiemi sposobami szykanowała Austrjaków, których