Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/149

Ta strona została przepisana.

czas gdy panowie ich grali w karty lub szli do najbliższego szyneczku na gwoździkówkę, do której na zakąskę wysypywano im na ladę garstkę migdałów. Pod kościołem Marjackim latem stały budki góralskie, to jest wozy, któremi się jeździło do Zakopanego. Druciarze słowaccy wykrzykiwali na podwórzach: „garki dratować“, gdy znów górale chodzili po domach z kwiczołami i sokiem jałowcowym, podobno znakomicie działającym na piersi, lub też wygrywali w podwórzach na fujarkach, zachwalając w ten sposób swe biedne wyroby z drzewa. Nigdy przeraźliwego, piskliwego tonu tych fujarek nie zapomnę. Ile razy zgadało się później o szczurłapie, który miał wabić szczury grą na flecie, zawsze przypominała mi się ta przeraźliwie, ostro gwiżdżąca fujarka górali.
W takim to Krakowie wychowała się i kształciła moja Matka, zresztą żyjąc i pracując głównie na Folwarku.